Spowiedź księdza
Błogosławieństwem jest stały spowiednik, z którym można umówić się w dogodnym terminie, gdy może poświęcić nam tyle czasu, ile akurat potrzebujemy, a równocześnie przeżyć sakrament pokuty i pojednania w bardziej komfortowych warunkach niż w trakcie nabożeństwa i z oddechem na plecach kolejnych penitentów.
Zdaje się, że między innymi temu ma służyć inicjatywa „24 godzina dla Pana”, kiedy kapłani przez całą dobą czekają w konfesjonałach na spowiedzi – nie ma wówczas pośpiechu, jest czas zarówno na przygotowanie do sakramentu, jak i przemyślane wyznanie grzechów, podzielenie się problemami i wątpliwościami dotyczącymi moralnego postępowania, a także wysłuchanie pouczenia czy rad spowiednika a również zadanie mu pytań, na które odpowiedzi mogą pomóc owocniej przeżywać sakrament miłosierdzia.
Chciałbym, żeby ta inicjatywa pokazała zarówno spowiednikom, jak i spowiadającym się właściwe miejsce sakramentu pokuty i pojednania w rzeczywistości wiary. I nie do końca mam tu na myśli wagę spowiedzi z perspektywy doktryny Kościoła katolickiego, a raczej jej praktykę – chociaż gdyby się zastanowić, to lekceważenie w działaniu może też przyczyniać się do dewaluowania wartości spowiedzi samej w sobie. Wiemy przecież, jak jest. O ile dzieci pierwszokomunijne przygotowują się dość solidnie do spowiedzi, a później często praktykują dziewięć pierwszych piątków miesiąca, to zdecydowana większość spowiada się przed niedzielną Mszą Św. albo w jej trakcie – takie dwa w jednym (chlubnym wyjątkiem na tej mapie polskiego spowiadania się są kościoły ze stałymi konfesjonałami, gdzie można skorzystać z sakramentu poza liturgią w dni powszednie, na ogół w specjalnie na tę okazję dostosowanej kaplicy; ale praktyka ta dotyczy przede wszystkim kościołów w wielkich miastach).
Z innej strony patrząc, można powiedzieć, że trzeba się cieszyć, że Polacy w ogóle się spowiadają, bo polscy księża odwiedzając zachodnie kościoły, czasami wycierają kurz w konfesjonałach, w których od miesięcy nikt nie zasiadał (bo nikt tego nie oczekiwał), albo żeby w nich usiąść, muszą zrobić dla siebie miejsce, bo zdarza się, że konfesjonał jest doskonałą skrytką na miotły, wiadra i mopy…
Nie wiem, czy w przypadku spowiedzi w czasie niedzielnych Mszy Św. nie wpadliśmy w błędne koło. Penitenci spowiadają się tylko wtedy, bo niejako robią to przy okazji spełniania „niedzielnego obowiązku” a poza tym w innym czasie kościoły raczej są zamknięte, nie wspominając o pustych konfesjonałach. Z drugiej strony kapłani mają sporo innych obowiązków i trudno im znaleźć dodatkowy czas w ciągu dnia, żeby usiąść w konfesjonale, a poza tym, gdy nikt do niego w tym czasie nie przychodzi, to mogliby mieć poczucie straconego, czy źle wykorzystanego czasu. Zatem nie czekają na wiernych, bo oni i tak przyjdą w czasie Mszy Św. w niedzielę.
Nie chcę w tej kwestii mówić o czyjejś winie, więc akcent położę na odpowiedzialność. Bo wydaje się, że jednak przeważająca jej część spoczywa jednak na duchownych, którzy w tej mierze mają i inicjatywę (bo są kreatorami rzeczywistości religijnej – nie mówię, że tak powinno być, zauważam, że tak jest), i możliwość jej realizacji. A poza tym to oni są duszpasterzami, więc dobrze, że odpowiadają na potrzeby wiernych, ale są też przewodnikami w wierze, więc powinni wyznaczać drogi, pokazywać, co dobre, a co lepsze.
Papież Franciszek w liście apostolskim „Misericordia et misera” na zakończenie Roku Miłosierdzia wskazując na inicjatywę „24 godziny dla Pana”, napisał, że „sakrament pojednania musi ponownie odnaleźć swoje centralne miejsce w życiu chrześcijańskim”. Czy spowiadanie się między Kyrie a Gloria w czasie niedzielnej Mszy Św. po rachunku sumienia w ramach pieśni na wejście, to postawienie tego sakramentu w centrum mojego chrześcijańskiego życia? To pytanie stawiam sam sobie. Odpowiedź nie jest jednak oczywista i zarzut nie dotyczy wszystkich przypadków, bo zdarza się, że spowiedź właśnie wtedy, w tych konkretnych warunkach jest jedyną możliwą – z różnych powodów: od uwarunkowań pracy i możliwości duszpasterzy, po mój stan ducha i duchową potrzebę czy wręcz konieczność. Ale zaraz w następnym zdaniu papież Franciszek pisze, że do tego, aby sakrament pojednania mógł odnaleźć centralne miejsce w życiu chrześcijan, „potrzebni są kapłani, którzy poświęcają swoje życie „posłudze jednania” (2 Kor 5,18), tak aby wszyscy mieli możliwość doświadczenia wyzwalającej mocy przebaczenia, jako że nikomu szczerze skruszonemu nie zabrania się dostępu do miłości Ojca, który czeka jego powrotu”. W akcji „24 godziny dla Pana” nie chodzi tylko o kościoły i konfesjonały czynne przez całą dobę – chodzi też o kapłanów „24 godziny dla Pana”.
Bp Grzegorz Ryś podkreśla także, że inicjatywa „24 godziny dla Pana” zwraca uwagę zarówno na spowiedź w wymiarze indywidualnym, jak i wspólnotowym. Celebracje „24 godzin dla Pana”, które będą miały miejsce z piątku na sobotę przed IV niedzielą Wielkiego Postu rozpoczną się na ogół liturgią pokutną z liturgią Słowa i przepowiadaniem. „Wtedy nieco inaczej zaczynamy postrzegać siebie – jako Kościół, który składa się z grzeszników. Wszyscy jesteśmy Kościołem, który grzeszy wobec Pana Boga a i sobie nawzajem robi różne przykre rzeczy. Ta liturgia może być momentem, w którym jednamy się z Bogiem, ale także między sobą” – mówi bp Ryś.
Chciałbym na koniec podkreślić słowa bp. Rysia o tym, że „wszyscy jesteśmy grzesznikami”, co bardzo mocno wybrzmiewa właśnie na początku celebracji „24 godzin dla Pana”, kiedy po liturgii pokutnej, a tuż przed rozpoczęciem indywidualnej spowiedzi kapłani spowiadają siebie nawzajem – tak robi zarówno bp Ryś, jak i sam papież Franciszek. Zarówno te sceny, jak i widok kapłana stojącego w kolejce do konfesjonału, robią mocne wrażenie na wiernych – ewangelizują i uświadamiają, czym a właściwie, kim jest Kościół.