U nas wszyscy są szczęśliwi

Wiedeński hierarcha podkreślił, że dechrystianizacja Starego Kontynentu to nie wina wyznawców islamu, ale podejścia samych Europejczyków, dla których często „supermarkety stają się ważniejsze” od ich korzeni kulturowych i religijnych. W tym kontekście przeczytałem właśnie książkę Dariusza Rosiaka – „Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan”.

Dariusz Rosiak, podróżując przez Bliski Wschód, trafia do domu pewnej rodziny w tureckiej Kahcie. Nie wybierał jej szczególnie – Agata, jego tłumaczka, pracuje z synem gospodarzy. Szinazi i jego żona Birgul, a także synowie Kemal i Levent są muzułmanami. Od 2006 roku muzułmanką nie jest ich córka. Güzin miała dwadzieścia lat, gdy się ochrzciła i została aramejską chrześcijanką. „Wróciła do naszych korzeni” – mówi Kemal.

Jako czternastolatek chodził do meczetu – przestrzegał postów i sumiennie się modlił. Dziwiła go jedna rzecz. Babcia, mama taty, wykonywała znak krzyża. „Chodziła normalnie do meczetu, modliła się z muzułmanami, a potem w domu się żegnała” – opowiadał Rosiakowi Kemal, który pod wpływem tych obserwacji naciskał ojca, żeby opowiedział historię rodziny. Ich dramat związany jest z ludobójstwem w 1915 roku. Przodkowie ojca byli Aramejczykami, a matki – Ormianami. Przeżyli tylko ci, którzy sto lat temu przeszli na islam.

To pod wpływem tej historii Güzin postanowiła wrócić do wiary dziadków. Czuła wewnętrzny przymus do odszukania swojej tożsamości. Nie wyobrażała sobie ślubu z muzułmaninem. Jej wybranek, Ergun, jest Ormianinem. Rodzina początkowo nie chciała się zgodzić na małżeństwo córki – ślub z chrześcijaninem byłby skandalem na całą wioskę.

Kirstin – takie imię po chrzcie nosi Güzin – przez przypadek dowiedziała się o swoich korzeniach. Dziewczynka od sąsiadów nazwała ją „gâvur”. Wtedy babcia opowiedziała jej historię rodziny, religijnych prześladowań i przejścia na islam. „Gâvur” – tak tureccy muzułmanie pogardliwie nazywają innowierców.

***

Kahta jest miastem prowincji Adıyaman. Przez szesnaście lat w parafii Świętych Piotra i Pawła w Adıyamanie pracował ks. Lahdo Kaya. Ochrzcił wówczas kilkaset osób. Kapłan ma prawie osiemdziesiąt lat. W obawie o swoje bezpieczeństwo wyemigrował do Niemiec. Rosiak rozmawia z nim przez telefon. Ks. Lahdo wspomina, że w Adıyamanie spędził najlepsze lata swojego życia. Mimo podeszłego wieku przywołuje reporterowi imiona swoich parafian – Ali, Mehmet, Mustafa, Osman. Czytelnik jest pewien, że wówczas na twarzy kapłana rodzi się uśmiech, przed oczyma wyobraźni pojawiają się twarze i ich nierzadko dramatyczne historie.

Ks. Lahdo posługiwał głównie w nocy. Bo w Adıyamanie chrześcijanie „ożywali” tylko w nocy. W dzień wszyscy byli muzułmanami.

Wśród wiernych ks. Lahdo była także starsza kobieta o imieniu Emine (a właściwie Ani), która każdego roku przyjeżdżała na dwa tygodnie do Adıyamanu z Malatyi. Odwiedzała córkę, którą regularnie okłamywała. „Mówiła, że idzie na bazar kupić słodycze dla dzieci. A przychodziła do nas, do kościoła. Klękała samotnie na środku kościoła i głośno płakała” – opowiadał Rosiakowi ks. Lahdo, który wspomina, że pękało mu serce na jej widok. Kobieta przed najbliższą rodziną trzymała w tajemnicy swoje prawdziwe imię i nigdy nie powiedziała córce, że chodzi do kościoła.

***

Adem, teść Güzin, dowiedział się o swoich korzeniach podobnie jak jego synowa. Powiedzieli mu o tym znajomi z sąsiedztwa, ale rodzice nie chcieli na ten temat rozmawiać. W tajemnicy przed rodzicami, jako dwudziestoośmiolatek przyjął chrzest. Pomogli mu dalecy krewni, którzy zaprowadzili go do kościoła w Adıyamanie. Gdy chrzest wyszedł na jaw, krewni musieli emigrować do Europy.

Do dziś Ormianie w Turcji modlą się potajemnie, najczęściej w prywatnych mieszkaniach. Są chrześcijanami, ale nie mogą świętować chociażby Bożego Narodzenia. Nie mogli zamknąć sklepów, które prowadzą, albo nie pójść w tym dniu do pracy, bo ich klienci czy pracownicy pytaliby, co takiego się dzieje.

Nawet pomalowanie jajek na Wielkanoc jest tu ryzykowne. Ci, którzy nie wiedzą, że to na pamiątkę zmartwychwstania Jezusa podziwiają miłość matek do swoich dzieci „tak pięknie przygotowujących jajka na śniadanie”. Ale już ci, którzy mają więcej religijnej świadomości mówią: „patrzcie, co wymyślają ci niewierni”.

Adem całe życie zmaga się z konsekwencjami swojej decyzji, ale nigdy jej nie żałował.

To niewątpliwy tożsamościowy dramat. Z jednej strony rodziny Adema czy Güzin, musiały porzucić swoją religię, swoje tradycje i wpasować się w muzułmańskie społeczeństwo. Z drugiej, nie są traktowani w tej społeczności jako jej integralna część, ale ciągle jako obcy.

***

Ks. Lahdo tego nie pamięta, ale to najpewniej on ochrzcił Adema w 1983 roku. Nic dziwnego, że pamięć zawodzi, nie tylko dlatego, że kapłan zbliża się do osiemdziesiątki. Były noce w Adıyamanie, gdy osób z podobnymi historiami do Adema czy Güzin przyjeżdżały dziesiątki. Ks. Lahdo pamięta taką noc, gdy bez przerwy ochrzcił 72 osoby. Kapłan zaczął otrzymywać pogróżki. Nie ze względu na siebie, ale na swoje dzieci, zdecydował się wyemigrować.

Coraz mnie jest takich jak Adem i Güzin. Większość chrześcijan opuszcza swoje rodzinne strony i wyjeżdża najczęściej do Europy. Ks. Lahdo, który później jeszcze wiele razy odwiedzał Adıyaman, nie spotkał w nim nikogo, kogo chrzcił którejś z nocy.

***

„Ziarno i krew” Dariusza Rosiaka przynagla mnie do postawienia pytań o moją chrześcijańską tożsamość. Kim jestem jako chrześcijanin w kontekście moich braci na Bliskim Wschodzie, którzy w obliczu śmierci – społecznej czy fizycznej – decydują się przyznawać do swojej wiary? Czym jest moja wiara? W jakim punkcie swojego duchowego rozwoju jestem?

W „egipskim” rozdziale książki Rosiak wyjaśnia Adhamowi (przewodnik w jednym z kairskich klasztorów) swoje wątpliwości dotyczące wiary. Wspomina o „powolnym lodowaceniu serca i zaniku uwagi”.

Adham: Chyba wiem, o czym mówisz. To się bierze z pędu za światem, z niego rodzi się wiara w potęgę materializmu. Jeśli nie umiesz oderwać się od świata, jeśli cały czas koncentrujesz się na pracy, realizowaniu celów, które stawiasz przed sobą, to żyjesz ułudą materializmu. Nie ma w tobie miejsca na duchowość. A u mnie jest i dlatego tak bardzo lubię pracę w kościele. Mam mnóstwo czasu na myślenie i czytanie.

Rosiak: Może jeszcze zostaniesz mnichem?

Adham: Może. Bóg działa na różne sposoby. Nie wiem, co przygotował dla mnie, ale cokolwiek wymyślił, będę szczęśliwy. U nas wszyscy są szczęśliwi.

***

Dariusz Rosiak, Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015