W domu matki
Co wydarzyło się 19 września przed 169 laty?
W sobotę 19 września 1846 roku Matka Boża objawiła się dwójce pasterzy pochodzących z miejscowości Corps we Francji (departament Isère).
Maksymin Giraud, który w momencie objawienia miał 11 lat i Melania Calvat, która miała prawie 15 paśli krowy u gospodarzy z wioski La Salette. Kiedy w sobotę 19 września byli na halach należących do wioski La Salette, objawiła im się Matka Boża. W krótkim orędziu (nie trwało dłużej niż pół godziny) powiedziała, jak bardzo cierpi z powodu odrzucenia i znieważenia jej Syna. Mówiła o pięciu grzechach, którymi ludzie w tamtych okolicach obrażali Pana Boga. Zwracała uwagę, że nie świętują niedzieli, zapominają o tym, jak ważna jest Eucharystia. Skarżyła się, że między przekleństwa mieszają imię jej Syna; zapominają o poście. Przypomniała też o wartości modlitwy.
Minęło prawie 170 lat. Gdzie Ksiądz widzi aktualność tego orędzia?
We wszystkim to orędzie jest ciągle bardzo aktualne. Jeśli dobrze obserwujemy rzeczywistość, to zobaczymy, że katolicy – nie tylko w odległych krajach Europy Zachodniej, lecz także w Polsce – mają problem ze świętowaniem niedzieli, z uczestnictwem w niedzielnej Eucharystii; mają problem z postem, zastanawiają się czy w ogóle ma jeszcze jakąkolwiek wartość. Dobrze wiemy, że modlitwa bywa trudna i zdajemy sobie sprawę z tego, że nie raz łatwo nam przychodzi obciążanie Pana Boga odpowiedzialnością za zło, które się dzieje w naszym życiu – przeklinamy swój los, chcemy w to wszystko „wmieszać” imię Jezusa, Jego obciążyć winą.
To wszystko, o czym Maryja mówiła w La Salette, jest ciągle aktualne. Ale jest jeszcze jedna ważna rzecz – Maryja zachęca nas w tym objawieniu byśmy odkrywali miłość Boga, byśmy do Niego się zbliżali, byśmy się Go nie bali. To mówi na samym początku, kiedy spotyka się z dziećmi. Przypomina, że Bóg jest bliski każdemu człowiekowi, a jeśli mówi o grzechach, to właśnie po to, byśmy te grzechy odrzucili, bo one są przeszkodą w spotkaniu z Panem Bogiem.
Mówi Ksiądz, że to objawienie trwało około pół godziny. Jak to się stało, że wokół tak krótkiego orędzia przekazanego dwójce prostych dzieci wyrosło zgromadzenie zakonne – Księży Misjonarzy Saletynów?
Matka Boża na końcu rozmowy z dziećmi mówi dwukrotnie: „Moje dzieci, ogłoście to całemu ludowi”. Dzieci idąc za tym poleceniem, tak jak potrafią, opowiadają o tym orędziu – najpierw swoim gospodarzom, później ludziom, którzy byli zainteresowani, pierwszym pielgrzymom, którzy zaczynają przychodzić do La Salette. Ale szybko okazuje się, że możliwości dzieci są ograniczone.
Objawienie zostało oficjalnie zatwierdzone w 1851 roku, czyli pięć lat po wydarzeniu, przez biskupa miejscowej diecezji Grenoble – Philiberta de Bruillard. Rok później hierarcha wydał dekret, w którym zapowiedział budowę kościoła na miejscu objawienia a także powołanie grupy misjonarzy diecezjalnych do obsługi tego miejsca. Po prostu chciał zapewnić opiekę duszpasterską przybywającym tam pielgrzymom.. Szacuje się, że w rocznicę objawienia mogło być w La Salette od 30 do 100 tysięcy ludzi. Rozpiętość tych liczb jest duża, źródła różnie podają, ale nawet gdybyśmy przyjęli liczbę 50 tysięcy, to dobitnie świadczy o sile tego przesłania.
50 tysięcy ludzi w rok po objawieniu?
Ludzi na La Salette przyprowadzała prostota orędzia Matki Bożej. Maryja w prosty sposób mówiła o ludzkich grzechach. Ludzie byli też przejęci zapowiedzią nieszczęść, chorób i głodu, które według słów Matki Bożej miały być skutkiem grzechów. Oni słuchając opowiadania dzieci odkrywali, że Maryja mówi o ich życiu. Oczywiście przyprowadzały ich też cuda, które szybko zaczęły się w tych miejscach dokonywać. Najpierw były to uzdrowienia fizyczne; dzisiaj w La Salette dokonują się przede wszystkim uzdrowienia duchowe – to jest miejsce wielkich nawróceń. Czasami ludzie po wielu latach nieobecności we wspólnocie Kościoła wracają przez spowiedź, przez pojednanie z Panem Bogiem.
Czy to jest właśnie dzisiaj misja Waszego zakonu – pojednanie grzeszników?
Tak, nasz charyzmat można opisać jednym słowem: pojednanie.
Dużo o pojednaniu napisał ojciec święty Jan Paweł II w dokumencie Reconciliatio et Paenitentia. Wskazał na cztery wymiary pojednania – na pojednanie z Bogiem, z drugim człowiekiem, z samym sobą, a także ze światem stworzonym. To jest mocna inspiracja dla nas, dla rozumienia naszego charyzmatu. Ale nawet gdybyśmy tylko ograniczyli się do rozumienia pojednania wyłącznie jako naprawienia relacji z Panem Bogiem przez spowiedź, to to jest już bardzo dużo.
Prawdziwie przeżyta spowiedź, prawdziwie przeżyte pojednanie z Bogiem zawsze będzie prowadziło do jedności z drugim człowiekiem, także do pojednania z historią swojego życia.
Sakramentalna spowiedź to zwykła posługa każdego kapłana, czym wyróżniają się saletyni, których szczególnym charyzmatem jest właśnie pojednanie?
Zewnętrzne formy naszej pracy wyglądają tak samo, jak robią to księża diecezjalni i inni zakonnicy – sprawowanie sakramentów i praca duszpasterska w parafii, katechizacja. Nasi współbracia pracują też w więzieniach czy w szpitalach, czyli w takich miejscach, gdzie szczególnie potrzeba pojednania człowieka z Bogiem czy człowieka z drugim człowiekiem. Wielu naszych współbraci prowadzi duszpasterstwa specjalistyczne, w których znajdują się ludzie potrzebujący konkretnej pomocy duchowej. Bardzo wielu saletynów to misjonarze ludowi i rekolekcjoniści, z tej posługi nasze zgromadzenie zasłynęło na ziemiach polskich jeszcze przed II wojną światową. Praktycznie od samego początku saletyni podejmowali też pracę na misjach zagranicznych: w Norwegii, w Brazylii, na Madagaskarze, w Birmie.
My w głoszeniu słowa Bożego mocno podkreślamy treści, które Matka Boża zaznaczyła w swoim orędziu. Zawsze mówimy o tym, że Pan Bóg jest blisko człowieka. Maryja zwraca uwagę dzieci na to, co działo się w tamtym czasie, w tamtej okolicy, mówi o trudnych sytuacjach, które nadejdą, kiedy ludzie się nie nawrócą, dlatego i my zwracamy uwagę wierzących na znaki czasu. Matka Boża pokazuje, że pewne nieszczęścia, których doświadcza człowiek są wołaniem Pana Boga o nawrócenie, o pojednanie. Także akcentujemy wartość niedzieli, znaczenie Eucharystii. Podkreślamy wartość modlitwy. To wszystko jest bardzo mocno obecne w naszej pracy wokół pojednania.
A co do tego zgromadzenia przyprowadziło Księdza?
Wychowałem się w parafii prowadzonej przez moich współbraci saletynów w Rzeszowie, w którym się urodziłem i mieszkałem. To, co było dla mnie bardzo ważne, kiedy rozeznawałem swoje powołanie, to wspólnota zakonna. W tej, która wtedy posługiwała w Rzeszowie widziałem szczerą, autentyczną radość. Patrzyłem na ofiarną pracę księży, jak wiele czasu spędzają w konfesjonale (nasze duszpasterstwo w Rzeszowie słynie chociażby ze stałego konfesjonału), jak wiele czasu ofiarują ludziom starszym, młodzieży, dzieciom. Widziałem jak pomagają ludziom przez swoje kapłaństwo, i że ta posługa bardzo ich cieszy. Wtedy zacząłem zadawać sobie pytanie czy przypadkiem i ja nie jestem powołany do kapłaństwa, do życia zakonnego. Odpowiedź była pozytywna.
Powołanie to wezwanie Pana Boga, dar – to oczywiste. Ale gdy zastanawiam się nad źródłami mojego powołania, to wiem, że było to świadectwo wspólnoty zakonnej saletynów, świadectwo ich posługi. Po prostu byłem zafascynowany tym, jak wiele robili wtedy dla parafii i dla pojedynczego człowieka, który potrzebował duszpasterskiego wsparcia.
Skoro żył Ksiądz w parafii saletyńskiej, to orędzie Matki Bożej było od początku Księdzu znane.
Parafia prowadzona przez saletynów, pod wezwaniem Matki Bożej Saletyńskiej, siłą rzeczy jest wypełniona tym maryjnym orędziem. O objawieniu słyszałem także od moich rodziców, którzy byli od lat związani z parafią saletynów i pamiętam, że jako małemu dziecku tato czytał mi opowiadanie o objawieniu Matki Bożej Saletyńskiej. Nasiąkałem tym przez lata szkoły podstawowej i średniej.
Dziś, gdy jestem we francuskim La Salette (w ostatnich latach raz lub dwa razy w roku jako kapelan lub indywidualnie) albo polskim La Salette, czyli w Dębowcu koło Jasła, to mam przeświadczenie, że to jest miejsce, w którym dobrze się czuję. To są miejsca, w których odnajduję źródło swojego powołania, w których czuję się jak u matki. W Dębowcu zresztą często można takie słowa usłyszeć: „jesteśmy w domu Matki”. Może to brzmi patetycznie, a może trochę infantylnie, ale to jest bardzo głęboka prawda. Wielu pielgrzymów, którzy przyjeżdżają do La Salette mówią, że czują się po prostu swojsko, naturalnie. Są zachwyceni pięknem przyrody, orędziem Matki Bożej, spotkaniem z Jej objawieniem i chętnie chcą wracać do tego sanktuarium, bo dobrze się tam czują mimo trudów podróży. Podobnie jest w Dębowcu – ludzie są zachwyceni miejscem, odkrywają orędzie Matki Bożej; regularnie wracają, bo coś ich tam przyciąga.
Rozmawiał Przemysław Radzyński