Wierzę, żeby rozumieć

 

Trudne początki

Michał Heller miał trzy i pół roku, kiedy wybuchła wojna. Przed Niemcami rodzina Hellerów uciekła z Tarnowa do Lwowa. W czerwcu ’40 roku przyszli po nich bojcy, którzy kazali się spakować na pociąg. Na Syberię.

Na Syberii rodzina Hellerów przeżyła straszny głód. Rodzice Michała postanowili, że jak wrócą do Polski, to to, co jadali na co dzień w okolicach Ałdanu, będą jadali tylko w Wielki Piątek.

Z wywózki na Syberię pozostało mu wyobrażenie piekła. I nie chodzi o to, że jest tam lodowaty brak miłości. W okolicach Ałdanu, dokąd ich wysiedlono, mały Michał często obserwował pożary tajgi. Ogień sięgał kilku pięter. Wybuchał naturalnie, bądź sztucznie. „Strażnicy kradli drzewo na potęgę, a później, żeby zatuszować kradzież, podpalali tajgę i ileś kubików spisywali na straty” – wyjaśnia. Wspomina także, że jednego razu naczelny enkawudzista celowo posłał polskie kobiety do gaszenia takiego pożaru z przekonaniem, że to trud daremny. Jakimś cudem ogień udało się opanować. Bardzo sugestywne jest to wyobrażenie piekła ks. Hellera, nie tylko ze względu na kilkupiętrową ścianę ognia…

„Brak religii był w Rosji straszliwie dewastujący. Widziałem to zwłaszcza u młodzieży, moi koledzy Rosjanie byli okrutni, nie mieli żadnych moralnych hamulców” – wspomina ks. Heller i mówi, że to okrucieństwo przejawiało się szczególnie w męczeniu zwierząt. Okrutna zabawa z myszami czy ptakami, to była codzienność.

Polacy na Syberii, nawet bez kapłana, dbali o życie religijne wspólnoty i jej praktyki pobożnościowe. Co niedzielę w baraku była „msza” (w cudzysłowie, bo bez księdza). „Wszyscy katolicy zbierali się wokół jednej pryczy i jeden z panów czytał z mszalika poszczególne części mszy”. Jeden z takich mszalików ks. Heller miał potem jeszcze przez wiele lat.

Pan Bóg chwyta za słowo

Rodzice ks. Hellera byli bardzo religijni. Wiarę mamy kapłan określa jako „instynktowną, a jednocześnie niezłomną i bardzo głęboką”. Pani Zofia była ratunkiem dla całej rodziny w chwilach trudnych. „Mama zawsze wiedziała, jaką decyzję moralną należy podjąć. I decydowała bezbłędnie” – mówi syn. Ks. Heller podejrzewa, że jego ojciec z kolei w późno młodzieńczym wieku przeżył nawrócenie. Jako dorosły mężczyzna pan Kazimierz był twardym i zdecydowanym katolikiem.

Ks. Heller ceni swoją rodzinę za to, że nie była „formalistycznie zeklezjologizowana”, czyli nie koncentrowała się na rozmaitych domowych rytuałach i obrzędach, ale na istocie rzeczy. „Dużo się o religii rozmawiało i to było bardzo rozwijające” – mówi kapłan, który pamięta także, że jako małe dziecko wspólnie z mamą i rodzeństwem klękał do wieczornego pacierza.

Kiedy Hellerowie byli jeszcze na Syberii, to pan Kazimierz miał zwyczaj rysować dzieciom św. Mikołaja, a na Boże Narodzenie robił szopki, które syn określa jako „dydaktyczno-religijne”, bo np. trzej królowie mieli twarze polskich władców.

Ks. Heller wspomina, że zanim przyszła mu myśl o kapłaństwie, to pamięta, jak ojciec mówił, że brakuje księży dla inteligencji. „Są księża, którzy potrafią służyć maluczkim, ale dla inteligencji nie ma, nie są do tego przygotowani, nie mają wspólnego języka”. Młody Michał mocno to wziął sobie do serca, chociaż historia jego powołania kapłańskiego w kontekście relacji z ojcem jest specyficzna.

Pan Kazimierz namawiał syna, żeby został ministrantem. Ten nie chciał, bo był przekonany, że jak zostanie ministrantem, to później naturalnie będzie musiał być księdzem, a on … nie chciał. Dopiero, gdy ojciec wyjaśnił, że te drogi nie są tak oczywiste, to Michał zaczął służyć przy ołtarzu. Ale kiedy na dwa lata przed maturą odkrył powołanie kapłańskie i poszedł z tym do taty, to ojciec zdecydowanie się sprzeciwił. Panu Kazimierzowi zależało, żeby syn przed seminarium skończył jakieś studia.

Zresztą Michał był wymodlonym synem pana Kazimierza, który miał już kilka córek. Za patrona męskiemu potomkowi wybrał Michała Archanioła, żeby walczył ze złem. Michał był ostatni z rodu, a Kazimierz Heller miał bardzo silne poczucie ciągłości, co też powodowało, że nie zareagował z entuzjazmem na wiadomość syna o wyborze drogi kapłańskiej. Nie zabraniał, ale dość długo odwodził syna od tej decyzji. Widząc jego upór, powiedział: „Dobrze, nie stawiam weta, modliłem się, żeby mieć syna, który będzie walczył ze złem, i Pan Bóg mnie chwycił za słowo”.

Ksiądz dla inteligencji

Imię wybrane mu przez ojca rezonowało także na myślenie o kapłaństwie. Na prymicyjnym obrazku Michał wypisał tłumaczenie hebrajskiego Michael, czyli „Któż jak Bóg”.

Możliwe, że jako młody kapłan wracał do tego zawołania, zwłaszcza w tych zadaniach duszpasterskich, które sprawiały mu największy trud. Mówi, że dużym stresem było dla niego słuchanie spowiedzi a także kontakt z umierającymi. Skąd tak silne przeżycia akurat w takich momentach? Wynika to z postrzegania misji kapłana. „Co jest zadaniem księdza? Dobrze wyprawić ludzi na tamten świat” – odpowiada krótko ks. Michał Heller i wyjaśnia, że to z poczucia odpowiedzialności te wizyty były dla niego ważne a zarazem obciążające. „Do dziś pamiętam pierwszą chorą, którą zaopatrywałem” – wspomina.

Na pierwszym roku seminarium kazano chłopakom napisać, dlaczego chcą zostać księżmi. Michał Heller napisał, że chce być księdzem dla inteligencji. Ta deklaracja ponoć zrobiła wrażenie na biskupie.

Zagadnienie „nauka a religia” fascynowało go właściwie od momentu wstąpienia do seminarium. Co teolog może dostrzec, patrząc na naukę? „Może zobaczyć, że działanie nauki – dociekanie natury wszechświata, jego struktury, jego dziejów, jego ewolucji – jest działaniem w pewnym sensie teologicznym, bo poznajemy the mind of God, zamysł Boga” – mówi ks. Heller.

Na pytanie o określenie, czym jest jego powołanie, wraca do tego, co jego ojciec mówił o potrzebie kapłanów dla inteligencji. „Ja miałem zawsze za duże ambicje. Chciałem dać ludzkości dwie najważniejsze rzeczy – naukę i religię”. Z pewnością, jako bardzo skromny człowiek, ks. Michał Heller nie przyzna, że udało mu się te ambicje zrealizować. Ale czy potwierdzeniem zrealizowania takiego marzenia nie jest Nagroda Templetona, którą otrzymał, a którą wyróżniani są ci, co umiejętnie łączą prawdy wiary z nauką? A może o wiele bardziej ten plan realizuje się w konkretnym człowieku, np. ateiście, którego naukowe wywody prof. Hellera wciągają w dyskusję na temat Boga i prawd wiary?

Prof. Bartosz Brożek, jeden z prowadzących wywiad - rzekę z prof. Michałem Hellerem przywołuje w tym kontekście słynne zdanie jednego z tekstów laureata Nagrody Templetona. „Jestem księdzem i naukowcem, ale mam tylko jedno powołanie”. Gdyby ktoś z Państwa miał wątpliwości, to na koniec przedstawię tytuł wywiadu - rzeki z ks. prof. Michałem Hellerem – „Wierzę, żeby rozumieć”.

***

Wierzę, żeby rozumieć. Z Michałem Hellerem rozmawiają Wojciech Bonowicz, Bartosz Brożek i Zbigniew Liana. Książka wydana w koedycji wydawnictw Copernicus Center Press i SIW Znak.