Wykorzystać szansę na miłosierdzie

 

Czy kolęda w tym roku różniła się od wizyt duszpasterskich w latach poprzednich?

Naszych parafian można podzielić na dwie części. Pierwszą stanowią starsi parafianie, którzy mieszkają na osiedlu z lat ‘60-’70. Gdy się przedstawiają, to mówią: „żyjemy tu, proszę księdza, od początku”, czyli dłużej niż ja mam lat. Druga część parafian, to są ludzie, którzy w ostatnich latach zasiedlali nowe budynki na terenie naszej parafii. I tam kolęda już wygląda inaczej – zdecydowanie nie jest tak powszechna…

 

Księża nie są przyjmowani? Drzwi są przed Wami zamykane?

To takie dziennikarskie ostre pytanie... Nie, księża są przyjmowani, ale nie tak często. Trudno jest mówić o jakichś konkretnych procentach, bo w tak dużym mieście jak Kraków czynników na to wpływających jest bardzo wiele. Zależy to na przykład od tego czy kolęda przypada w czasie świątecznych albo szkolnych ferii. Nie zawsze zamknięte drzwi, to zła wola ludzi czy niechęć – czasami to po prostu wyjazd, którego nie da się przestawić. My jeszcze w najbliższych dniach będziemy odwiedzać tych, którzy nas zaprosili specjalnie, bo wrócili po feriach, bo są tematem zainteresowani – takich osób jest sporo.

 

Z jakąś wrogością Ksiądz się spotkał?

Nie. Zdecydowanie nie. System kolędy w Krakowie, gdzie w parafiach są ministranci zapowiadający wizytę księdza powoduje, że odwiedzamy tylko tych, którzy tego naprawdę chcą. Przyznam szczerze, że piąty raz chodziłem w Krakowie po kolędzie i nigdy jeszcze nie spotkałem żadnej takiej sytuacji, która by mnie wyprowadziła z równowagi przez to, że ktoś właśnie się zachował negatywnie, wrogo czy agresywnie.

 

A o czym dzisiaj w czasie kolędy się rozmawia – jakie pytania stawiają ludzie, jakie problemy podnoszą?

Teraz i w zeszłym roku tematem pierwszym są przygotowania do ŚDM. To jest troska ludzi z różnej perspektywy – czasami są to pytania o szczegóły, o postęp organizacji, o jakieś miejscowe smaczki; ludzie pytają czy ksiądz już wie z jakiego kraju będzie na przykład młodzież na terenie parafii. Natomiast część próbuje rozwiać swoje wątpliwości czy wręcz obawy, bo sporo ludzi, szczególnie tych starszych parafian, nigdy nie było na ŚDM i nie wiedzą jak to w rzeczywistości wygląda i o co w tym chodzi.

 

Jak ksiądz „sprzedaje” im ideę ŚDM?

Najczęściej opowiadam różne historie, które znam ze świadectw wolontariuszy czy współpracowników z różnych sekcji Komitetu Organizacyjnego ŚDM. Można opowiadać o atmosferze, o doświadczeniu spotkania z Ojcem Świętym – to wszystko jest bardzo ważne i piękne, buduje też pewien obraz. Natomiast chyba najbardziej serca ludzi dotykają, a później przekonują do zaangażowania proste historie, jak ta, gdy ktoś z drugiego końca świata pisze do nas mail i prosi o banalną – z naszej perspektywy – sprawę: „niech się ksiądz za mnie pomodli, żebym po pierwsze został zaakceptowany jako wolontariusz, a po drugie, żebym zebrał pieniądze na bilet lotniczy”. To pokazuje, że tym ludziom bardzo zależy, żeby się tutaj znaleźć, bo widzą w tym niesamowitą wartość.

Inna sytuacja. Ludzie czasami mają wątpliwości, czy mogą kogoś przyjąć, bo wydaje im się, że ich warunki są niewystarczające – mają np. jedno łóżko, a pielgrzymów trzeba przyjąć minimum dwóch. Wtedy zawsze mi się przypomina historia jednej z wolontariuszek, która mówi, że została w Rio de Janeiro przyjęta do mieszkania przez tamtejszą wolontariuszkę, która odstąpiła jej swój pokój, a sama przez dwa czy trzy tygodnie mieszkała na balkonie. To pokazuje, że po pierwsze tym ludziom nie potrzeba wcale wielkich wygód – i my o tym ciągle przypominamy, próbując się przebić przez opór ludzkiej świadomości. A po drugie, jest to szansa do dzieła miłosierdzia na żywo, bez jakichś wielkich kombinacji, szukania w świecie różnych okazji – taka okazja przychodzi po prostu do mnie do domu. Jak zamknę przed nią drzwi, to jej nie wykorzystam – Pan Bóg spróbuje u kogoś innego.

 

Ksiądz wspomniał o łóżku, co jest symbolem chyba dość powszechnego myślenia o tym, że mamy nie dość godne warunki, żeby przyjąć pielgrzymów. A co jeszcze ludzi niepokoi? Co uniemożliwia im podjęcie tej decyzji?

Niepokoi ich kwestia praktyczna. Wielu ludzi myśli, że będzie musiała tym pielgrzymom towarzyszyć bardzo długo i mówią, że nie mogą wtedy wziąć urlopu. Odpowiadamy, że takiego urlopu brać nie trzeba, bo pielgrzym będzie wychodził z domu wtedy, kiedy będzie musiał wyjść gospodarz – pielgrzymom nie trzeba dawać kluczy i powierzać mieszkania. Komitety w parafiach i we wszystkich miejscach, gdzie będą odbywać się katechezy czy różnego rodzaju inne wydarzenia, będą się tymi pielgrzymami zajmować.

Nasze spotkanie z wiernymi w czasie kolędy nie jest tylko i wyłącznie poświęcone tematowi ŚDM. Mam świadomość, że w parafii, w której pracuję, w dużej mierze mieszkają osoby starsze, często schorowane i to dla nich jest rzecz już nie do pokonania. Wtedy nie rozmawiamy na siłę o tym, żeby jednak ta pani ścisnęła się ze swoim łóżkiem i przyjęła dziesięciu pielgrzymów – ona po prostu ma inne problemy w życiu. Wtedy tematem rozmowy kolędowej jest najczęściej cierpienie, doświadczenie, niekiedy odrzucenie, samotność. Czasami to bardzo prozaiczne kwestie, jak to, że dużo krakowskich starych bloków, to bloki czteropiętrowe bez windy. W pewnym momencie stały się dla ludzi więzieniem, bo nie są w stanie wyjść czy wejść tyle razy, ile by chcieli. Jest to też dla nich powód frustracji, bo jeszcze dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści lat temu walczyli o to mieszkanie, cieszyli się nim, a dzisiaj jest ono dla nich pewnego rodzaju utrapieniem.

 

I co w Roku Miłosierdzia duszpasterz mówi takim ludziom?

Na tyle, na ile możemy to zorganizować, to staramy się do nich przychodzić z różnego rodzaju posługą także poza kolędą, żeby odwiedziny księdza nie kojarzyły się tylko z tym jednorazowym wydarzeniem. Czasami udaje się przekonać tych ludzi do stałej posługi sakramentalnej, czyli do odwiedzania ich z Komunią Świętą przy okazji pierwszego piątku czy w niedzielę – mamy szafarzy, którzy zanoszą Komunię Świętą chorym. To jest jedna z takich przestrzeni duchowych i religijnych. Drugą jest pomoc parafialnej Caritas, czyli próba ulżenia tym ludziom w ich codziennych trudnościach, czy to poprzez odwiedziny sióstr, które u nas pracują, czy ludzi świeckich, którzy mogą pomóc załatwić jakąś sprawę. Próbujemy zachęcić też młodych ludzi i spotkać te pokolenia, które są oddzielone, które się często nie spotykają. Starszych, zamkniętych w domach chcemy trochę zarazić odwagą, a młodych zapałem do tego, żeby się spotkali, żeby ci młodzi odwiedzili tych starszych. Często tylko po to, żeby porozmawiać, a tak naprawdę najczęściej tylko po to, żeby posłuchać starszych, którzy nie mają do kogo się odezwać. Bo w mieszkaniu mają radio, którego mogą posłuchać, ale nie mają nikogo, do kogo mogliby się odezwać.

Do jednej z takich pań, która jest poważnie chora, niedołężna, przychodzi co niedzielę szafarz z Komunią Świętą. Ja odwiedzam ją raz w miesiącu. Wzruszyło mnie to, gdy powiedziała, że jest bardzo wdzięczna parafii, że o niej nie zapomniała, przez te proste gesty odwiedzin i posługi sakramentalnej.

 

Papież Franciszek w książce „ Miłosierdzie to imię Boga” kilkakrotnie mówi o „apostolstwie ucha”, czyli właśnie o tym, o czym wspominał Ksiądz, że wystarczy kogoś wysłuchać i to już jest uczynek miłosierdzia.

I tak naprawdę najbardziej dostępny i znowu niewymagający wielkiego poszukiwania w świecie. Oczywiście potrzeba do tego otwartości, pokory, spokoju, czasu – różnych rzeczy, ale jednak niewymagający jakichś wielkich nakładów, tylko po prostu dobrych chęci i otwartego serca.

 

Czy coś księdza zaskoczyło w czasie tej kolędy? Może pozytywnie zdziwiło?

Na pewno jest kilka takich historii, które zapamiętam na dłużej. Dla przyjmujących nas parafian w większości przypadków jest to wydarzenie wyjątkowe. Kolęda jest raz w roku – niektórzy mówią, że za krótko, czasami że za rzadko – ale jednak jest to chwila wyjątkowa. Wszyscy się na to wydarzenie przygotowują. A dla nas księży jest to kilkaset odwiedzonych mieszkań w ciągu jednego miesiąca. To są dwie różne perspektywy, każda ze stron miewa różne oczekiwania – to wymaga spokoju i otwartości i wzajemnego potraktowania się z szacunkiem.

Dla mnie kolęda jest bardzo ważnym doświadczeniem, bo to zawsze spotkanie z ludźmi, doświadczenie na żywo tego, jak nasi, moi parafianie żyją, w jakim świecie się obracają, jakie mają problemy. Jednego dnia, odwiedzając kolejne mieszkania, spotykałem ludzi chorych, bardzo chorych, już w zasadzie w stanie terminalnym. Tak się ułożyło, że to były trzy kolejne mieszkania, które odwiedziłem. Byłem tym przybity i niosłem taki kamień za sobą. W czwartym domu spotkałem dwie małe dziewczynki, takie trzyletnie, które przez cały dzień prosiły mamę, żeby mogły się ubrać w swoje stroje z baletu, bo chodzą na zajęcia i chciały przywitać księdza jakimś piruetem. Po tym doświadczeniu tych trzech domów, takich umęczonych cierpieniem i nieradzących sobie z tym tematem, zobaczyłem te dwie małe baletniczki. Pomyślałem wówczas: „Panie Boże, ale masz w tym wszystkim poczucie humoru”. Ale to podnosi, to też daje siłę do tego, żeby iść dalej. I też z radością i nadzieją, że spotka się coś dobrego, coś pięknego, odwiedzając kolejnych ludzi.

 

Na koniec chciałem zapytać o taki niewdzięczny temat – o kopertę, która już wręcz mitycznie jest związana z wizytą duszpasterską. Tradycje są różne – w jaki sposób te ofiary przekazuje się w Krakowie?

Jeżeli koperta jest, to najczęściej przekazywana jest w bardzo normalny sposób. To jest gest wdzięczności ludzi za to, co kapłani przez cały rok robią w tej parafii. Nigdy to nie jest ofiara za odwiedziny, zawsze to podkreślam, że to nie jest - broń Boże - forma wdzięczności za to, że ksiądz przyszedł po kolędzie. Przyjdzie i bez tego. Ale chodzi właśnie o wdzięczność za całokształt pracy kapłanów. Ludzie mają możliwość wyrażenia tej swojej wdzięczności, uznania pracy księży w różnej formie, ale zawsze na miarę swoich możliwości – to nie podlega dyskusji ani komentarzom.

Te ofiary przeznaczone są w części na cele diecezjalne, w części na cele parafialne, duszpasterskie, a w części na utrzymanie księdza.

 

Rozmawiał Przemysław Radzyński