Zadeptane stopy... (XXII Nd Zwykła) (49)

 

EWANGELIA Łk 14, 1. 7-14

Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony

Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. I opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie wybierali pierwsze miejsca. Tak mówił do nich: «Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca; by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: „Ustąp temu miejsca”; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: „Przyjacielu, przesiądź się wyżej ”; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony». Do tego zaś, który Go zaprosił, rzekł: «Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych».

 

    "...przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego, Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na uroczyste zebranie...". Słowo z Listu do Hebrajczyków wyjaśnia miejsce naszej obecności tu i teraz. Jesteśmy zatem na uczcie, we wspólnocie Kościoła, której doświadczeniem, mam nadzieję, nie są ani podeptane czyjeś nogi, czy szeroko rozpychające się łokcie, ani burza, ani ciemność, ani ogień..., ani jakiekolwiek inne kosmiczne, czy apokaliptyczne wydarzenie, lecz naturalne, coniedzielne chrześcijańskie łamania chleba... A ono nie dokonuje się przy dźwięku grzmiących trąb, nie dokonuje się w dzisiejszym wydaniu Wiadomości, fleszu reporterskich aparatów, lecz w lekkim powiewie Ducha, którego podczas każdej Eucharystii posyła nam Jezus, by Jego mocą dokonało się przeistoczenie chleba i wina...

      Być może ktoś jednak wolałby doświadczyć owego ognia, czy wichury..., by w ten sposób namacalnie dotknąć Boga..., niejako złapać Go za tren Jego szaty, usłyszeć Jego kroki i doświadczyć pewnego rodzaju przerażenia... Jednak nic z tego już nie będzie..., czego dobrym odzwierciedleniem są wykonywane przez Marylę Rodowicz słowa piosenki: Ale to już było, i nie wróci więcej... Dodałbym jeszcze do tego: bo Bóg tak chciał... On sam zechciał skrócić ów starotestamentalny dystans i pokazać nam swoje ludzkie oblicze... Pójdźmy zatem tą drogą, którą prowadzi nas dzisiejsze Słowo...

      Jesteśmy zatem na uczcie, w domu jednego z przywódców faryzeuszy... Suto zastawiony stół, bo przecież tak wypada, taka jest etykieta, którą skrzętnie należy wypełnić... Jest tam też sporo krzeseł, mniej lub bardziej wygodnych... I choć na żadnym z nich nie ma wygrawerowanego konkretnego imienia, czy nazwiska... Choć na owych krzesłach brakuje jakiejkolwiek numeracji, to wydaje się, że wybór konkretnego miejsca nie jest sprawą drugorzędną... Co więcej, aby je uzyskać, niektórzy zdolni są nawet do zadeptania nóg swoich przyjaciół, złamania pewnej kultury i stylu bycia, i ściągnięcia maski grzecznego chłopczyka. Skąd o tym wiemy... Ano stąd, że w tym całym ludzkim rozgardiaszu, niemalże w samym jego centrum, obecny jest także niezwykle skrupulatny kronikarz, który nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co jest w człowieku (J 2,25).

    Mnie osobiście bardzo zastanawia to wydarzenie... Bardzo często porównuję je sobie z opowiadaniem o faryzeuszu i celniku. Z pewnością pamiętacie tę pyszną modlitwę, którą zanosił do Boga ów faryzeusz: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam (Łk 18,9-14). W jakimś zatem sensie nie dziwi mnie ta faryzejska postawa, bo przecież Słowo mówi wyraźnie: Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta (Łk 6,45).

     Przenosząc to na grunt rozważanego wydarzenia, po tych zacytowanych przeze mnie słowach, trudno byłoby oczekiwać postawy odmiennej... Można byłoby powiedzieć, że w tym matematycznym rachunku wszystko się zgadza... Ale wtedy na scenie tego dramatu pojawia się ów historyk, kronikarz..., pojawia się Jezus, który jest sędzią, który wywraca ten cały ludzki nieporządek... Przychodzi z wysokości nieba, w którym każdy człowiek ma swoje własnościowe mieszkanie... Nie trzeba o nie walczyć, bo jest ono wynikiem li tylko przyznania Bogu pierwszego miejsca w swoim życiu. Ale nie tak na chwilę, okazjonalnie, jako wydarzenie nadające się na czołówki gazet...

    Ciągle zapominamy o tym, że nie musimy się reklamować, aby zdobyć uznanie i szacunek Tego, który nie potrzebuje niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wie, co jest w człowieku (J 2,25). Prawdziwa, autentyczna wartość nie rozpycha się łokciami, nie potrzebuje autopromocji...

     Z tej ambony ukazywałem już niejednokrotnie osobę Jana Chrzciciela... Wydaje mi się jednak, że w kontekście omawianego problemu warto raz jeszcze ukazać pewien fenomen, a zarazem paradoks związany z jego życiem. Zadziwia mnie to, że swój „produkt”, którym jest Dobra Nowina o przychodzącym Mesjaszu, co więcej, nawet już obecnym pośród swego ludu, sprzedawał na pustyni, miejscu odludnym, miejscu trudno dostępnym.

    Przecież dziś, jeżeli chcemy coś sprzedać, sprawić, by ludzi to zainteresowało, to udajemy się na rynek, skrzyżowanie głównych ulic miast. Szukamy miejsca, w którym moglibyśmy być zauważeni. A Jan Chrzciciel, jakby na opak.

    Dlaczego? Ano dlatego, że On sam w sobie odkrył niezwykłe bogactwo, dla którego ludzie zaczęli do niego przychodzić, bogactwo, które nie potrzebuje telewizyjnej reklamy, czy wykupionego miejsca w gazecie… Janowi to nie było potrzebne, ponieważ on wiedział, co chce powiedzieć! Co więcej, wierzył w to, co głosił i był przekonany, że prawda jego przepowiadania jest wystarczającą dźwignią handlu!

    Cóż zatem?! Nie obejdzie się w naszym życiu bez zstępowania na poziom maluczkich tego świata... Zstępowania bez akcyjności, jednorazowych podskoków, fajerwerków..., szukania swojego krzesła. Zstępowania do starszych, niepełnosprawnych, ubogich, ale nie po to, by zaistnieć, by się pokazać, ale po to, by zacząć z nimi współistnieć, tworzyć historię ich i naszego życia.

     Bo to nie my, lecz ludzkie oblicze Chrystusa w nich, zaprasza nas do tego, by przesiąść się wyżej! Bez wątpienia prawdą jest, że to dzięki sobie nawzajem, uprawiamy niebieską alpinistykę, która prowadzi nas na wyżyny pokory i świętości...

    Rozejrzyjmy się wokół siebie, w nasze rodziny, w nasze środowiska... Boża kreatywność będzie nas do nich popychała, bo przecież ona woła podczas każdej Eucharystii: Wy dajcie im jeść! Szalony pomysł Chrystusa na twoje życie, ale czy możesz przyjmować Go do serca, a jednocześnie z kwitkiem zostawiać tych, którzy cię proszą...?

    Jesteś na łamaniu chleba, przy otwartym stole, gdzie każdy znajdzie swoje miejsce...

    Usiądź, jedz i pij, byś jeszcze dziś mógł głosić Ewangelię...

 

Fot.: sxc.hu