Zwolennik kina niemego... VI Niedziela Zwykła (B)

Niedziela, VI Tydzień Zwykły, rok B, Mk 1,40-45

Mk 1, 40-45 Uzdrowienie trędowatego

Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: «Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony». Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił ze słowami: «Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich». Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.

 

      Gdy, zgodnie ze słowami ks. prof. Tischnera, piękna Marysia przechodzi przez wioskę, nie rozgłasza, że idzie..., po prostu idzie..., a mimo to oczy wszystkich chłopów ze wsi są w niej utkwione.

       O podobnym niemym pokazie piękna myślał Jezus w komentowanej Ewangelii..., z tą różnicą, że tym razem pokaz odwołano. Głównemu bohaterowi spacer po wybiegu, najzupełniej w świecie, nie przypadł do gustu. Może bał się kroków... Owszem, nie był Marysią, ale chyba też nie do końca wierzył w to, że aby przyciągnąć uwagę gapiów, do nowonarodzonej skóry nie potrzebował żadnego upiększacza..., tzn. żadnej słownej oliwki.

      W starożytności o żadnym kinie nie mogło być jeszcze mowy, bo to dopiero wynalazki technicznej rewolucji, jednak teatr, to co innego. Zgodnie z zaleceniem Jezusowej reżyserki naszemu bohaterowi miało wystarczyć tylko i aż, uzdrowione ciało..., tzn. żywy, nieudawany, pełen wigoru i ekspresji język mimiki i gestów, ale także milczenia. W ten sposób miało zostać przedstawione szerszej publiczności, dokonane parę minut wcześniej, niezwykłe wydarzenie. Chodziło zatem o język ciała, który w normalnym i niewyuczonym życiu jest nie do podrobienia, w którym czarne jest czarne, a białe jest białe...

      Zainspirowany starożytnym Benedyktem stwierdzam, że w ostatnich latach większość ludzi namawiała mnie raczej do mówienia niż do milczenia, do słownej argumentacji aniżeli niewerbalnego działania. A ja, powtarzając za Nouwenem wiem, że im więcej mówię, tym bardziej potrzebne mi jest milczenie, żebym pozostał wierny temu, co mówię.

       Polecenie z reżyserki było jasne: nikomu nic nie mów, ale idź pokaż się kapłanowi..., w domyśle, by nie nawiedził cię nowy, o wiele bardziej niebezpieczny, bo niezauważalny dla ludzkiego oka trąd.

      W ten sposób Jezus jawi się przed nami jako zwolennik kina niemego. Owszem, gdzieniegdzie znajdujemy Jego dłuższe wypowiedzi, ale te, choć natchnione przez Boga, są nadbudową i uzupełnieniem często lakonicznych i pojedynczych historycznych logionów.

     Potwierdzając tę opinię, sięgnąłem do dwóch z kilku sztandarowych pokazów, oczywiście niemych. Pierwszy odbył się nad Jordanem, choć to nieprecyzyjna odpowiedź, bo tam rozegrało się tylko to, co zostało zapisane w słowach: "Czego szukacie?" - "Rabbi, gdzie mieszkasz?". - "Chodźcie, zobaczcie" (J 1 38-39). Cała reszta była pokazem... Na Taborze było podobnie... Jezus nie mówił wybranym Apostołom o swojej boskiej chwale, bo to wykraczało poza ramy ludzkiej logiki, nie mówiąc o ich prostym pojmowaniu świata. Po prostu to pokazał, a gdy wracali, dodał: "Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu..." (Mt 17, 9a).

     Interesujący styl przekazu, jakiś rodzynek w gąszczu codziennie doświadczanego słownego trąbienia o sukcesach, promocjach, ofertach... W tym kontekście staję się coraz bardziej świadom, że wraz ze słowami coś dziwnego wkracza w moje życie. Wprost wydaje mi się, że nie można jednocześnie mówić i nie grzeszyć. Nawet podczas najbardziej wzniosłej dyskusji wkrada się coś, co zdaje się zanieczyszczać atmosferę.  

    I choć Jezusowe pragnienie kina niemego w naszym życiu jest niepodważalne, to jednak mówić trzeba...! - tak, ale dopiero po zmartwychwstaniu, gdy wszystkie puzzle znajdą swoje właściwe miejsce (por. Mt 17, 9b).

      Obawiam się jednak, że wtedy zaniemówię z wrażenia, tak jak wspomniani już tu i ówdzie chłopi...